Muzyka towarzyszy nam prawie 24h na dobę. Tylko, jak oglądamy film, to wyłączamy radio (chociaż mi kakofonia absolutnie nie przeszkadza;). Nic więc dziwnego, że rośnie nam muzykantka, co to zna się już na instrumentach i wie, czego chce słuchać, a czego nie.
I tak oto numerem jeden od dłuższego czasu jest "Kapela", czyli Kapela ze Wsi Warszawa. Poblem w tym, że Helka ostatnio nie potrafi się zdecydować, której piosenki chce słuchać, w związku z tym mówi: "Nie tą, tą". A my dalej nie wiemy, o którą chodzi, puszczamy po kolei wszystkie, ale waćpanna nadal nie jest usatysfakcjonowana.
Ex aequo na pierwszym miejscu uplasował się "Bagabond", czyli Beirut i "Vagabond". Ta miłość trwa baaardzo długo, myślę, że już z rok. Już kiedyś o tym pisałam.
Również jakiś rok temu moja córka zapałała miłością do Marii Peszek i "Sorry Polsko". Wtedy jeszcze nie mówiła, ale w radiu często leciało, więc radość była.
Dalej "Graśka", czyli Domowe Melodie z "Grażką". Słowa "Graśka, Graśka korzistaj!" w ustach Helki - bezcenne.
Czasami wolimy posłuchać czegoś z pierdolnięciem, wtedy puszczamy "Sabotage" Beastie Boys i są tańce z lalką. Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten obrazek, to prawie się popłakałam ze wzruszenia.
A teraz czas na klasykę, przez duże K.
Muminki, raz! Tylko piosenka, bajka na razie nie jest interesująca.
"A może midło" czasami proponuje Hela.
Potem obowiązkowo "Szczoteczka".
I "piosenka o owoców", czyli "Zając Poziomka" vel. "Klólik"
Ach! Zapomniałabym o "Labegas", czyli Dead Kennedys i "Fear and loathing in Las Vegas" (ukłony w kierunku pana Piotra Stelmacha, który dnia pewnego zapodał na antenie Trójki).
A od jakiegoś tygodnia, miód na moje uszy - "Gitara", czyli Paul Simon i "You can call me Al",
oraz "Pan na rowerze", czyli Peter Gabriel i "Solsbury Hill".
Życzę miłego słuchania.
O tym, co śpiewamy, następnym razem.