niedziela, 1 grudnia 2013

Chcieć to móc?

Jakiś czas temu (pewnie miesiące temu, sądząc po tym, jak szybko leci czas) podczas rozmowy z moją przewspaniałą Martą ;) postanowiłam sobie, że odtąd gdy ktoś mnie zapyta: co tam słychać? będę odpowiadać: pasmo samych sukcesów (pamiętasz?). Oczywiście słowa nie dotrzymałam. Ale oto nadarzyła się okazja, by pochwalić się wielkim sukcesem. Jestem dumna z siebie, ale bardziej z mojej córki, która weszła na kolejny poziom współżycia domowego, i pozwoliła mi trochę popracować. Cieszę się tym bardziej, że kiedy ostatni raz podjęłam taką próbę,moje dziecko postanowiło uprawiać skoki narciarskie i niestety nie wylądowało telemarkiem, ale na głowie. Tym razem obyło się bez urazów. Ale umówmy się, oprócz tego, że musiałam skupić się na szyciu, to jeszcze zagadywać Helkę, rysować z nią, bawić się, śpiewać i tańczyć. Ale i tak było fajnie :) Wilk syty i owca cała, jak to się mawia. Jest tylko jedno ALE. Jeśli nie tolerujesz jedzenia, ubrań, zabawek na podłodze (innymi słowy: pierdolinka) nie polecam tego rozwiązania. Ja się nieco uodporniłam.
Jeżeli córka będzie łaskawa, to myślę, że będziemy często spędzać w ten sposób czas, widząc w perspektywie i święta i długą zimę. Sama jestem ciekawa, jak to nam wyjdzie? Podobno chcieć to móc. Ale umówmy się, w tym wypadku sukces zależy od dwóch czynników,  z czego ten drugi - Helena - no cóż....Helena to Helena ;)
Tymczasem wznoszę toast zieloną herbatą za kolejne sukcesy :)



pinterest.com


pinterest.com

pinterest.com

czwartek, 21 listopada 2013

Lista osobista Panny H.

Słowem wstępu:

Muzyka towarzyszy nam prawie 24h na dobę. Tylko, jak oglądamy film, to wyłączamy radio (chociaż mi kakofonia absolutnie nie przeszkadza;). Nic więc dziwnego, że rośnie nam muzykantka, co to zna się już na instrumentach i wie, czego chce słuchać, a czego nie.
I tak oto numerem jeden od dłuższego czasu jest "Kapela", czyli Kapela ze Wsi Warszawa. Poblem w tym, że Helka ostatnio nie potrafi się zdecydować, której piosenki chce słuchać, w związku z tym mówi: "Nie tą, tą". A my dalej nie wiemy, o którą chodzi, puszczamy po kolei wszystkie, ale waćpanna nadal nie jest usatysfakcjonowana.



Ex aequo na pierwszym miejscu uplasował się "Bagabond", czyli Beirut i "Vagabond". Ta miłość trwa baaardzo długo, myślę, że już z rok. Już kiedyś o tym pisałam.



Również jakiś rok temu moja córka zapałała miłością do Marii Peszek i "Sorry Polsko". Wtedy jeszcze nie mówiła, ale w radiu często leciało, więc radość była.



Dalej "Graśka", czyli Domowe Melodie z "Grażką". Słowa "Graśka, Graśka korzistaj!" w ustach Helki - bezcenne.



Czasami wolimy posłuchać czegoś z pierdolnięciem, wtedy puszczamy "Sabotage" Beastie Boys i są tańce z lalką. Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten obrazek, to prawie się popłakałam ze wzruszenia.



A teraz czas na klasykę, przez duże K.
Muminki, raz! Tylko piosenka, bajka na razie nie jest interesująca.



"A może midło" czasami proponuje Hela.



Potem obowiązkowo "Szczoteczka".



I "piosenka o owoców", czyli "Zając Poziomka" vel. "Klólik"



Ach! Zapomniałabym o "Labegas", czyli Dead Kennedys i "Fear and loathing in Las Vegas" (ukłony w kierunku pana Piotra Stelmacha, który dnia pewnego zapodał na antenie Trójki).


A od jakiegoś tygodnia, miód na moje uszy - "Gitara", czyli Paul Simon i "You can call me Al",


oraz "Pan na rowerze", czyli Peter Gabriel i "Solsbury Hill".



Życzę miłego słuchania.
O tym, co śpiewamy, następnym razem.

wtorek, 12 listopada 2013

Zmiany, zmiany...

Zmiany - chyba najbardziej popularne hasło ostatnich tygodni, miesięcy. Wszyscy chcą coś zmienić: pracę, fryzurę, umeblowanie, dietę, samochód, ŻYCIE. Jako że delikatnie mówiąc, minęłam się z powołaniem, również zaliczam się do grupy głodnych zmian. Moja lista rzeczy, które bym chciała zmienić jest naprawdę długa. Chociaż nie. Lista to za dużo powiedziane. Walają mnie się po głowie różne zagadnienia, których jeszcze nie spisałam. Zadanie na dziś - spisać je? Może się uda ;)
Dwie wspaniałe kobiety Krk i Waw postanowiły zmienić w swoim życiu jedną rzecz, i zaczęły pisać bloga yearofchangeproject.wordpress.com. Tak się rozkręciły, że zmian zaszło znacznie więcej! Mówię wam, jaka to radość czytać i obserwować, jak coś się komuś udaje! Nawet, gdy czasami coś nie wyjdzie do końca, dziewczęta wiedzą, że mogą liczyć na wzajemne wsparcie. Bardzo to fajne. Mało tego, Waw i Krk swoją energią i chęcią do działania zaraziły już innych (w tym mnie, ofkors). Dają możliwość przyłączenia się do 'Projektu Zmiana'. Naprawdę polecam! Osobiście znam kilka osób, które miałaby w tym temacie coś do powiedzenia, tzn. do zmienienia ;) Na pewno was dopadnę! 







Wszystkie zdjęcia pochodzą z bloga yearofchangeproject.wordpress.com


środa, 30 października 2013

Kwestia zaufania część 4. Zjem, ile zechcę.

Jedzenie - temat nr 1 przyszłej matki, jak i młodej matki, tej starszej pewnie też ;) Począwszy od tego, że w ciąży kobieta wysłuchuje o tym, jak to musi jeść dla dwojga, nie daj Boże za dwoje; że musi jeść mięso, orzechy i wiele innych zdrowych rzeczy, bez których nie zapewni ona zdrowia swemu dziecku, przez co staje się matką wyrodną na starcie. Urodzisz - czekają cię notoryczne pytania: czy karmisz piersią? Nie?! To niedobrze, oj bardzo niedobrze. Ale to, że karmisz piersią nie oznacza, że przestajesz być pod ostrzałem pytań. Teraz zacznie się wywiad: Jak często karmisz? Czy dziecko się najada? A jak długo dziecię spożywa?
Kiedy przestaną cię wypytywać o karmienie noworodka, okaże się, że twoje dziecko zaraz skończy pół roku i trzeba rozszerzać dietę. I jazda rozpoczyna się na nowo....

W skrócie: Helkę karmiłam piersią rok. Początki były delikatnie mówiąc kłopotliwe, ale jakimś cudem i dzięki nadprzyrodzonym siłom udało się. W sumie byłam bliska rezygnacji, bo fizycznie nie miałam siły odciągać pokarmu po każdej próbie przystawiania córki (dla niewtajemniczonych: noworodek je 8-12 razy na dobę, odciąganie trwa 30 min, łatwo policzyć ile czasu się poświęca).

O metodzie Baby-Led Weaning (pol. Bobas Lubi Wybór) dowiedziałam się chyba przed ciążą, na pewno przed porodem. Wiedziałam, że będę ją stosować, bo wiele lat temu pewna logopedka opowiedziała mi o trzylatkach, które nie potrafią gryźć, bo były karmione wyłącznie papkami. Ta historia zrobiła na mnie takie wrażenie, że od tamtej pory wiedziałam, że papki moje dziecko nie zazna. I rzeczywiście Helena nie miała przyjemności poznać smaku zupek ze słoiczków. Gdy skończyła 6 miesięcy zaczęłam jej podawać kawałki warzyw i owoców. Szczerze przyznam, że pierwszą rzeczą jaką chwyciła był ogórek :) Nie muszę dodawać, że bałagan był i jest do tej pory :)
To, że ja wiedziałam, że robię dobrze, nie oznacza, że na początku wszyscy nam dopingowali. Niektórzy się martwili o to, że Hela będzie głodna i niedożywiona, albo że się udławi jedząc. Ja ufałam Helenie, że da sobie radę. A że cały czas karmiłam ją piersią, o niedożywieniu mowy nie było. Ale emocje były, i owszem. Oczywiście nic złego się nie wydarzyło. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy interweniowałam, kiedy naładowała za dużo do buzi. Córka rosła zdrowo.

Rzadko gotowałam specjalnie dla niej. Z tym, że ja wielu rzeczy nie jadam, zwracam uwagę na to, co jemy, i wyznaję zasadę: czego ja bym nie tknęła, tego moje dziecko nie zje. Tak też biedna Helenka nie zna smaku wszystkich przezdrowych jogurtów i wielu innych produktów przeznaczonych dla dzieci. Kaszki instatnt dla dzieci też specjalnie nie podbiły mojego serca, i Helka jadła je bardzo krótko. Jak skończyła rok podałam jej mleko krowie (kasza jaglana na mleku). Efektów ubocznych do tej pory nie ma.

Moja córka szybko opanowała sztukę jedzenia rękoma, żucia, gryzienia i połykania. Obecnie ma 19 miesięcy, od miesiąca samodzielnie je łyżką wszystko to, co da się jeść łyżką, resztę rękoma. Nigdy nie zdarzyło mi się zmusić dziecka do jedzenia. Nie uznaję zabawiania w trakcie posiłku, ani biegania za dzieckiem z jedzeniem. Helena od dawna w momencie, kiedy kończy jeść mówi: KONIEC. I wiem, że nie zje ani łyżki więcej. No means no, jak to mawia mój konkubent. Jak jest głodna też to mówi. Już nie raz obudziła się i rzekła: kasze, robimy kasze! Ostatnio weszłyśmy na poziom wyżej. Wieczorem zadaję pytanie, czy chce jeść kaszę. Jak nie odpowie, że chce, to nie robię, bo wiem, że jej nie tknie. Śpi całą noc.

Słowo klucz - zaufanie. Ponownie. Polecam.

wtorek, 29 października 2013

Chustka

Chustka zmieniła wiele. Nawet bardzo wiele, jak na osobę, której nigdy nie poznałam. No właśnie, nie poznałam, ale byłam jedną z wielu, które uważały, że znają ją od dawna. Chustka była osobą, o której mówiłam, że chciałabym być jak ona, kiedy dorosnę. Może kiedyś...może w połowie...Chustka pisała bloga, którego (jedynego we wszech świecie) przeczytałam od początku, i czytałam do końca. I do samego końca wierzyłam, że wszystko się dobrze skończy, że jest nieśmiertelna, jak bohaterka serialu. Ale to nie był film. Skończyło się inaczej. Żal i złość. Najbardziej z tego powodu, że kolejne dziecko zostało bez matki. A ja zostawszy matką zaczęłam wyznawać zasadę "wszystkie dzieci nasze są", więc żal był tym większy.
Chciałabym być taką matką, jaką była Chustka. Boże, jak ja jej zazdrościłam relacji z synem. Ich wszystkich rytuałów. Marzyłam, żeby w końcu nadszedł dzień, kiedy Helka będzie na tyle duża, żeby móc się z nią położyć w łóżku, poczytać książkę, poprzytulać się...żeby to był też i nasz rytuał. Taki dzień nadszedł, prawie się popłakałam ;)
Spotkanie Chustki utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę nie warto trwonić czasu na mendzenie, użalanie się nad sobą, szukanie dziury w całym, że pogoda do dupy (no bo wieje, i do dupy, i co z tego), że baba wpycha się w kolejkę, że w ogóle kolejka, że korki (to już dramat dramatu), że zmiana czasu (idiotyzm!), że sąsiad dziad nad dziady... Naprawdę można cieszyć się malutkimi rzeczami, które mimo wszystko zdarzają się codziennie. Trzeba tylko chcieć. A to podstawa sukcesu.

To już rok, jak Chustki nie ma.


chustka.blogspot.com

środa, 23 października 2013

Emocjonująco jest

Post chciałam zacząć od zdania: "To nie jest wybitnie dobry czas dla mnie". Ale szybko zreflektowałam się, że to nie o jego "dobroć" chodzi. O intensywność raczej. Ostatnie dni, tygodnie to doświadczanie tak skrajnych emocji jednocześnie, że chyba nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam. Do tego pogoda, a raczej pora roku. Nienawidzę narzekać na aurę, ale męczy mnie to, że jednego dnia jest 5 stopni, a następnego 15. Jak ma być zimno, to niech będzie zimno, ale niech będzie constans! Do tego stan zdrowia - jak nie urok to sraczka. Jak nie katar, to gardło. Jak nie gardło, to głowa. Jak nie ja, to Helka. Jak nie Helka, to konkubent. I tak w kółko...Rany boskie, jestem kioskiem....Nawet krzyknąć nie mam siły. To niesamowite, jak bardzo można nie mieć energii.
A zatem, mam kilka postulatów:
- pogodo, zdecyduj się!!!
- chcę wakacji
- chcę wakacji
- chcę wakacji
- chcę, żeby doba była dłuższa o chociaż 5h
- chcę czarodziejską różdżkę

Dziękuję za uwagę,
dobranoc.

Powiedzmy, że jak popatrzę, to zrobi mi się lepiej...


pinterest.com
pinterest.com
pinterest.com
pinterest.com


wtorek, 22 października 2013

Tinca Tinca na BabaFest

Nie muszę być poprawna politycznie, prawda? To powiem, że dupy nie urwało. Tzn. żeby było jasne, Baba Fest sama w sobie jest imprezą fantastyczną, i niech żyje sto lat! Ale kiermasz...hmmm, to chyba nie był do końca kiermasz. Bo kiermasz jest wtedy, gdy są sprzedający i kupujący. W tym przypadku byli sprzedający, a kupujących nie. A nie było tych drugich, bo nie wiedzieli o tym, że takowy kiermasz będzie. Dlaczego? Nie wiem. I to tyle w tym temacie. Ale i tak było fajnie, no nie? ;) My - Tinca Tinca - dzieliłyśmy przestrzeń z bardzo fajnymi babkami. Szczególne pozdrowienia ślę w kierunki Agnieszki z Torbolandii, u której zostały poczynione pierwsze zakupy świąteczne :))) oraz w kierunku Eleonory z Kaflarni Warmińskiej, która robi takie piękne rzeczy, że brak mi słów! U niej też zostały poczynione zakupy świąteczne, a ja mam najpiękniejszy kubek na świecie :) Jezu, ja chcę więcej!!!




tak się zawiesiłyśmy na instalacji :)
Tinca Tinca & more'

nasza najwierniejsza Klientka ;)


 A oto on, mój najwspanialszy kubek:




P.S.
Bardzo, bardzo, bardzo polecam http://www.projekt-zmiana.com/ Na razie dziewczyny niewiele piszą, ale naprawdę fajna rzecz powstaje :)

środa, 16 października 2013

Borubaaaar!

Proszę pańtwa, ku uciesze wielu fankom i fanom sportów wszelakich, wygląda na to, że z Helki mały kibol wyrośnie ;) Oglądała ostatnio z tatą mecz naszej reprezentacji, nie tez z Londynu, tylko ten wcześniejszy...Obejrzała całą połowę, aktywnie uczestniczyła w kibicowaniu. Gdyby nie przerwa, i dobry moment na kąpiel, pewnie obejrzałaby i drugą. Kibicuję mojej małej kibicce :)



pinterest.com


niedziela, 13 października 2013

Sprawy łóżkowe

Dawno, dawno temu, zanim myślałam o byciu matką, myślałam o spaniu z dzieckiem/dziećmi. I co wymyśliłam? Że nie chcę, że nie podoba mi się. Jak byłam w ciąży dalej myślałam, że nie chcę. Jak urodziłam Helenę - nie muszę, więc nie chcę. Przez 5 miesięcy córka spała osobno, i było mi z tym dobrze. Jej chyba też. Do czasu aż zaczęły się dziać rzeczy straszne, usypianie stało się koszmarem, bo wymyśliłam sobie, że nauczę zasypiania Helki samodzielnie, hehehe. One miała inne plany ;) Walczyłam może ze dwa tygodnie. W końcu olałam. Nie miałam siły, rezultatów nie było. Ale jak położyłam razu któregoś dziecię swe do naszego wyra, to się okazało, że dziecię zasnęło od razu. Pomyślałam sobie, że w sumie to nie o to mi chodziło, ale jeżeli ma to nam wszystkim zagwarantować święty spokój, to niech będzie, może się jakoś przekonam. Święty spokój był. Tylko ja nadal nie przekonana. I przypominał mi się wtedy kolega Dudi, który zachwalał spanie z dzieckiem, że to takie super fajne! Serio, jak pierwszy raz usłyszałam, jak to mówi, to naprawdę nie wiedziałam, czym tu się zachwycać?! Że trzeba dzielić już i tak małą przestrzeń z kolejną osobą? No way! Ale z drugiej strony, nigdy nie byłam dobra w częstym wstawaniu do dziecka. OK, można wstać trzy razy, żeby nakarmić, a potem odłożyć małą do łóżka i nara! Tylko jak moje dziecko miało fanaberię spożywania co pół godziny (karmiłam piersią), to mnie się odechciało. Tak też z jednej strony wspólne spanie było całkiem wygodne, ale z drugiej coś mi nie pasowało. Do tej pory nie wiem co. Nie akceptowałam tego 100%. Było OK, ale nie tak OK jakbym sobie tego życzyła. 
Moje wątpliwości niespodziewanie rozwiały się, kiedy Helka skończyła rok, a ja zakończyłam karmienie piersią. Nagle okazało się, że córka zasypia spokojnie, śpi sobie w swoim łóżeczku nawet 3-4 godziny, co jak na nią było rekordem świata. Wtedy nastąpił kompromis, trochę u nas, trochę u siebie. Problem znikł. A najśmieszniejsze jest to, że od kilku tygodni Helka zasypia i budzi się w naszym wspólnym łóżku. Jej służy za aneks do szafy ;) Mało tego. Uświadomiłam sobie, jak bardzo mi się to podoba. Jak bardzo lubię moment, kiedy (z rzadka, bo z rzadka) cała nasza trójca przenajświętsza zasypia razem.Wszyscy w naszym wspólnym barłogu, w pozycjach meganiewygodnych (tzn. Helenie jest na pewno wygodnie), ale to jest właśnie TO. I mimo, że śpimy razem od roku,to nigdy wcześniej tak fajnie się nie czułam. I naprawdę, nie mam obaw, że moje dziecko będzie 'uzależnione' albo 'niesamodzielne' (kto zna Helkę, ten wie, co mam na myśli). A ja z kolei myślę sobie, że Hela kopnie nas w tyłek szybciej niż później, wyniesie się do swojej komnaty, ale tego doświadczenia bliskości nikt nam nie zabierze. Amen.


środa, 9 października 2013

Peace&Love, tzn. o pokoju słów kilka

Co, jak co, ale pokój Helena ma najlepszy na świecie i zazdroszczę jej go całym sercem. Pokój - prezent od cioci Izy, no i w sumie dziadków też. Wdzięczna będę do końca życia :) Bo, bądźmy szczerzy, jak byłam w ciąży, to miałam głęboko gdzieś wystrój pokoju dziecka. Teraz to co innego, jestem obeznana (w Pinterescie) i wykształcona :D Z pomocą, a raczej z propozycją przyszła nam Iza. pokazała parę zdjęć, jak ona to widzi. Nam się też to widziało, oporów nie stawialiśmy, więc pokój wygląda, jak wygląda. Najważniejsze były szare ściany, białe 'malunki'* na ścianach i  białe meble.
Parę tygodni temu panna Helena została definitywnie wyeksmitowana z dużego pokoju, gdzie urzędowała dotychczas (albo raczej jej zabawki tam urzędowały), do jej własnego królestwa. Rezultat - wszyscy są szczęśliwi :) Ja, bo mały pierdolniczek przeniósł się do małego pokoju. Helena, bo może to i małe pole do popisu, ale popis może być konkretny, i matka weń nie ingeruje. Tata, bo...ten sam powód, co Helka ;)
W pokoju non stop coś przybywa, niedługo trzeba będzie zrobić segregację. Pewne rzeczy będą dochodzić wraz z wiekiem młodzieży. Ale na chwilę obecną jest idealnie. Jest wszystko, czego dusza zapragnie.**
Pokój nie wyglądałby w ten sposób gdyby nie zeszłoroczna impreza pt. skręcamy meble i malujemy po ścianach. Wszystkim przybyłym składam serdeczne Bóg zapłać :) Wszystkim, którzy zadbali, aby Helenka nie czuła się samotna i zaopatrzyli ją w grono pluszowych przyjaciół oraz wiele innych gadżetów składam serdeczne Bóg zapłać :) Czujcie się zaproszeni, zawsze.









 







UWAGA - SILOS :)




*malunki wykonali:Tata oraz Wujek Oblech, którego z tego miejsca serdecznie pozdrawiam :) chyba nie jest świadomy, jak ogromny wpływ na rozwój Heleny mają jego dzieła....
**każdy zauważył, że wyra brak? Jak nie, to mówię: wyra brak. O tym potem.

Zdjęcia wykonane wieczorowo poro. Oczywista oczywistość, że w dzień pokój zamienia się w CHAOS.

czwartek, 3 października 2013

Cinamon girl

Kochać, wielbić, uzależnić się można od wielu (dziwnych/absurdalnych) rzeczy. Ostatnio uświadomiłam sobie, że moim (kolejnym) nałogiem stał się cynamon. Pakuję brązowy proszek, wszędzie gdzie się da. Na mnie zapach cynamonu działa jak zapach zmielonej kawy - mmmmmmmmmmmmmmm - odlot :) A że pora roku sprzyja cynamonowym chwilom, tak też nie żałuję sobie :) Właśnie siedzę z cynamonem w grzańcu. Postanowiłam zasięgnąć wiedzy o mojej przyprawie ukochanej, i co? Rany boskie! Toć jak likarswo jest!!! Na cholesterol dobre, na podwyższony cukier dobre, na grzyba dobre, i na skórę i na wszystko DOBRE!
Ludzie jedzcie cynamon! Łyżkami najlepiej :)

pinterest.com

pinterst.com

 pinterest.com

pinterest.com

P.S.
Na koniec trochę prywaty (NO WAY!). Chciałam serdecznie powitać na świecie nowego, kolejnego absztyfikanta Heleny :))))))) Ciocia jest taka szczęśliwa, dumna i wzruszona, że aż zaniemówi na chwilę...i pokontempluje życie.

wtorek, 1 października 2013

Poszły w las!

Pozazdrościłam Ani z Dziecięcych Klimatów lasu, więc postanowiłam wybrać się do naszego miejskiego, żeby nie powiedzieć osiedlowego. Tzn. "lasu". Kto zna , ten wie, że las hmmm no może i to jest las, ale klimat ma tak paskudny...Z resztą nigdy nie lubiłam tam chodzić, jakaś zła aura tam panuje, hyhyhy. Ale słowo się rzekło, to i poszłyśmy na spacer. A że pogoda jak marzenie, to grzechem byłoby nie skorzystać. 
Nasz las wspaniały przywitał nas tak:





Bosko, nie? W sumie tak było cały czas. Mam nadzieję, że ręce uschną tym wszystkim syfiarzom!!! Szlag mnie trafia jak widzę coś takiego, no ale nie o tym miało być...


Niestety, Helka jakąś wielką miłością nie zapałała do nowej miejscówki (czyżby zła aura?), i przeszłyśmy może ze 200 metrów :D Poza tym, z daleka zobaczyłam, że siedzi sobie jakiś koleś z motorem ( w lesie, HELOŁ?!), no i oczywiście moja chora wyobraźnia sprawiła, że niechęć Helki do lasu była tylko pretekstem, żeby się wycofać, o :) I taki oto wypasiony spacer leśny miałyśmy.





A, no i o kunia zahaczyć trzeba było:)

poniedziałek, 30 września 2013

Litania do Wszystkich Śpiących

Od kilu dni, parę minut przed zaśnięciem Helena odmawia Litanię do Wszystkich Śpiących. Jak to wygląda? Ano tak:
Hela: - Szimel..
Ja: - Śpi.
H: - Kucik...
J: - Śpi.
H: - Wujek...
Ja: - Śpi.
H: - Miś....
J: - Śpi.
H: - Śiśkie śpią...
J: Tak, wszyscy śpią.
H: - Szimel...
J: - Śpi.
H: - Ciocia...
J: Śpi.
H: Dziadek...
J: - Śpi
H: - Babcia...
J: - Śpi.
...


pinterest.com

Dobranoc...

środa, 25 września 2013

Rany boskie, jestem kioskiem!

Koleżanka - matka dwójki dzieci - usłyszała ostatnio (nie wnikam od kogo), że nic nie robi. Chodzi o to, że koleżanka wychowuje dzieci w domu, pracuje w domu i robi TRYLION rzeczy w domu i poza nim. A usłyszała, że nie robi nic. Mnie nie wiele trzeba, by ciśnienie podskoczyło ho ho wysoko. Wiem z autopsji, jak to się NIC nie robi, jak to się SIEDZI w domu. A mam tylko jedno dziecko. Przeraża mnie fakt, jak często nie ogarniam [wtedy śpiewam: jezus maria, nie ogarniam, nie ogarniam, nie...]. Zawsze mi się wydawało, że jestem w miarę zorganizowana, poza tym potrafię robić trzy rzeczy jednocześnie (trzeba dopisać do CV), ale to potrafi każda matka. No prawie. Jedna taka przyznała mi się kiedyś, że jak rozmawia ze mną przez telefon, to jest w stanie skupić się tylko i wyłącznie na rozmowie (ależ ciekawie muszę gadać!). No i mimo tego, że jestem wielozadaniowa i w ogóle zajebista, to zajebista czuję się rzadko. miałam taki zamysł, żeby spisywać rzeczy, które zrobiłam danego dnia. Chyba żebym się lepiej poczuła wieczorem, że jednak COŚ zrobiłam. Listy nigdy nie wykonałam, haha. Znalazłam sposób na swoje życie zawodowe, może tymczasowe, ale jednak. I co? I czas na realizowanie tegoż mam ok godz. 22. JUPI! RANY BOSKIE, JESTEM KIOSKIEM!!! To ostatnio moje hasło przewodnie. Naprawdę nie chcę narzekać, ani użalać się nad sobą. Milionom kobiet udaje się łączyć wiele ról, i dają radę. To i ja dam, no nie?! Tylko jeszcze, kurde, nie wiem jak? Tzn. mam pomysł, chętnie kupię parę godzin, dołączę do doby, i będzie git malina! 
Ktokolwiek twierdzi, że osoba wychowująca dzieci i zajmująca się domem nic nie robi jest ostatnim dupkiem, i z całego serca życzę mu miesiąc miodowy z dzieckiem jednym, albo i z dwojgiem, trojgiem, 24h na dobę, bez niczyjej pomocy, AMEN! Odszczekałby szybciutko, rączki ucałował, zamknął japę i wziął się do roboty! AMEN.

pinterst.com

pinterst.com

pinterst.com

pinterst.com

P.S.
Coby rozwiać wszelkie wątpliwości i podejrzenia, mój osobisty partner (ani nikt inny) nigdy nie powiedział, że nic nie robię. Gdyby to zrobił, nie byłby już moim partnerem. AMEN.