niedziela, 25 sierpnia 2013

Dalczego nie lubię zabawek?

Pretenduje do bycia najbardziej wredną matką na świecie :) Gdybym mogła (albo gdybym była taka wredna) tobym wywaliła połowę zabawek Heleny. Mimo, że chyba żadnej jej jeszcze nie kupiliśmy, prawda mój drogi? Ale mamy, a raczej Helka ma ogromne grono wielbicieli, którzy ją hojnie obdarowują, tak też uzbierało się zabawek dla grupy przedszkolnej. Do wyboru, do koloru. No prawie. Bo nasi krewni i znajomi wiedzą, żem mało tolerancyjna, więc skaczących, grających plastikowych stworów nie ma. Uffffff! I żeby nie było, to nie jest tak, że nie lubię wszystkich zabawek tego świata, że wszystkie zabawki to ZŁO. Ale czasami zastanawiam się nad sensem danej zabawki, co ona ma wnieść w życie mojego dziecka? Syn znajomych w swojej kolekcji zabawek posiadał coś, co głośno śpiewało po chińsku. Po CHIŃSKU. Na Boga, to coś (bo nie pamiętam, czy to były żabki, czy co) darło się przeraźliwie głośno w języku chińskim. Nie wierzę, że młody nauczył się chińskiego. Znam takich, którzy uznają tylko i wyłącznie zabawki jednej marki na F. Ja z kolei tej marki nie uznaję. Bo jak słyszę, że moje dziecko MUSI mieć jakieś plastikowe grające gówienko za 150zł żeby się dobrze rozwijało, to mi się słabo robi. Bo chyba żadna zabawka nie jest w stanie zastąpić zabawy z drugim człowiekiem CZYMKOLWIEK i W COKOLWIEK. A tak poza tym, to każdy rodzic wie, że dzieci najchętniej bawią się czym? Wszystkim, tylko nie zabawkami. Przynajmniej moje dziecko tak ma. I jak już kiedyś pisałam, największe wrażenie nadal robią na Helce książki. Każdy gatunek. Później są kable wszelakie (tak tak, doskonała zabawka, wiem:)); buty rzecz jasna; ciuchy (im większa powierzchnia tym lepiej); klamerki do prania; patelnie; wszelkiego rodzaju pudełeczka, torby i sznurki; no i mogłabym tak teraz wymienić cały zasób naszego domostwa. Nie to żeby omijała szerokim łukiem zabawki, ale jakbym je pochowała, toby się dziewczyna potrafiła zająć czymś innym. Tylko ja bym wtedy nie wytrzymała :) Wystarczy, że każdy dzień kończę pieśnią na ustach: pierdolniczku nasz malutki rośnij duży okrąglutki :)











czwartek, 22 sierpnia 2013

Ave Helena!

W związku z moją kontuzją ostatnie dni spędziliśmy u rodziców konkubenta mego. Coby więcej rąk (i nóg) do dziecka było. I muszę przyznać, że było to bardzo ciekawe przeżycie, może nawet taki mały eksperyment. Wiedziałam od zawsze, że Helena wielbi swoich dziadków, z wzajemnością. Ale to, co widziałam przez kilka dni powaliło mnie na łopatki. Pierwszy raz pomyślałam sobie: dziecko drogie, nie tak cię wychowuję!
Helena ujawniła się jako manipulantka pierwszej kategorii. Załatwiała sobie dosłownie WSZYSTKO. Zazwyczaj na krzyk, ryk i inne histeryczne aktywności. Patrzyłam, i nie wierzyłam, że taka gówniara może sobie owinąć wokoło jednego małego paluszka dwoje (a czasem troje) dorosłych ludzi. Helenka chce na ręce? Nie ma sprawy. Dziadek nie ma siły nosić? Trudno, niech nosi dalej! Dziadek odmawia? Helenka płacze. Helenka dalej chce na ręce? Aha, proszę bardzo! Helenka nie chce się sama pobawić? Oj, biedna bidulinka! Trzeba zabawić Helenkę, bo jak nie to ryk! Najlepiej wziąć Helenkę na ręce, to się na pewno uspokoi. O, już jest cisza! Helenka nie chce jeść? Ooooo, to na pewno wina babci! Złą zupę ugotowała Helence! No no no! Helenka chce zrobić rozpiździel? Ależ proszę bardzo! Wiadomo, jak się powie NIE, to będzie ryk. 
A ja się przyglądałam, i zastanawiałam, gdzie się podziała moja fajna córka, z którą naprawdę można się dogadać, która jak powyje, to się prędzej czy później uspokoi, może nawet zrozumie, że robi źle.
Jakby to powiedzieć, wszystko się zmieniło, gdy dziadkowie wyjechali na weekend. Nagle Helka przestała wymuszać płaczem, nagle potrafiła spędzić z kulawą matką 30 minut prawie w bezruchu, patrząc na kwiatki i motylki. Nagle sobie przypomniała, że może zająć się sama sobą przez jakiś czas. Nagle przestała wyć.
Wniosek z eksperymentu? Helena ma moc, ma siłę! Dziewczę się potrafi ustawić i jak to się mówi, nie zginie! Teoria, że rodzice są od wychowywania, a dziadkowie od rozpieszczania czasami nie znajduje u mnie poparcia. Oby córka moja nie skończyła jako dyktatorka. To by było coś... Ave Helena!



Prawie jak Helka ;)


Weź mnie na ręceeee!!!!


Ale to już!!!


Nikt mnie nie rozumie...


Banan!!!


Baw się ze mną!


Zdjęcia z Pinterest.com

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Randka była!

Była randka. Był pierwszy pocałunek. Były końskie zaloty. Była Helenka, która chciała pokazać, jak bardzo kocha. Był też i Franek, który takim atrakcjom mówi: NIE! (przynajmniej na razie;))








                                                     she loves you yeah yeah yeah....


środa, 14 sierpnia 2013

RadioHela - odcinek 4.

To niesamowite, jak człowiek przyzwyczaja się do rzeczy, które na co dzień rozstrajają go nerwowo, a gdy nagle znikną, czuje się nieswojo. Moja, córka, wiadomo, anioł-kobieta. Wydaje z siebie dźwięki non-stop (chyba że je w tym momencie), czasami dźwięki te przybierają jednak formę, której mój mózg nie toleruje. Ale od wczoraj panuje WIELKA CISZA. No i z jednej strony strasznie się cieszę, bo mózg sobie odpoczywa, ale z drugiej...no dziwno mi, dziwno...
Dlatego dla zachowania równowagi psychicznej posłuchałam sobie dziś Helki Gadulińskiej.

Oczywiście matka pyta: RadioHela odcinek 4. 

Ktoś jeszcze ma wątpliwości, jak robi wąż?

P.S. Chciałam serdecznie powitać na świecie kolejną rudą istotę :) Oby była tak wredna, jak matka! :)))

wtorek, 13 sierpnia 2013

Tha Great Escape

Moja córka uciekła z domu, zostawiła mnie! No dobrze, trochę dramatyzuję. Ale panna Helena wyjechała na wakacje z babcią i ciocią. No dobrze, wakacje będą trwały 2-3 dni. Ale to jest pierwszy raz, kiedy dziecko wyjeżdża, a ja zostaję w domu. Wszystko ma czemuś służyć. M.in. temu, bym nie musiała latać o kulach za Helką, za którą i tak nie latam, bo latają za nią dziadkowie + ciotka, a matka poszła w odstawkę, ojciec też ;) Tak też pierwszy raz od dłuższego czasu mam wolne! Tylko jak ja wytrzymam tak długą rozłąkę? Czy nie nakażę im wracać? Już tęsknię, chlip chlip. Ale cóż, i Helenie coś od życia się należy! Ahoj przygodo!
Ostatni day off zakończył się gipsem na nodze, tym razem postaram się nie skrzywdzić. Ba, postaram się działać intensywnie i myśleć twórczo. Albo odwrotnie: działać twórczo i myśleć intensywnie. A jest nad czym, bo kulawa matka ma job to do!


Dziecko mnie nawiałoooo!!!


 



(moim skromnym zdaniem najlepsze zdjęcie, jakie zrobiłam)

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Prawie jak Lagomera (a może nawet lepiej).

Mimo, że jestem rodowitą Warmianką to nie mogę powiedzieć, że mój region znam jak własną kieszeń. Szkoda. Mam nadzieję, że kiedyś nadrobię zaległości. Mazury znam jeszcze mniej. Też mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni ;) Na razie malutkimi kroczkami poznaję miejsce, którym zachwyca się pół Polski. Jak już wcześniej pisałam, nieco ponad tydzień temu odbyliśmy prawdziwą podróż sentymentalną do malutkiej wioski Nowy Zyzdrój. Raptem 70 km od Olsztyna, można jechać i na Szczytno i na Mrągowo. Polecam opcję nr 2, bo pierwsza doprowadziła mnie do mega mdłości. A jak już dojedziemy, to punkt obowiązkowy - krajoznawczy spacer po wsi! A tam takie o to rarytasy architektoniczne:





Nie trzeba się fatygować samolotem, by poczuć się jak na Kanarach ;)
(Paula, to specjalnie dla Ciebie! Wiem, że lubisz takie klimaty :))



















Prawda, że pięknie? Polecam gorąco!

piątek, 9 sierpnia 2013

Życie nowelą jest.

Życie, życie jest nowelą...i pisze zacne scenariusze. Całkiem zabawne, rzec by można. Ale mnie do śmiechu nie jest. Może za rok. Jestem tak zdolną istotą, że od wczoraj moją zgrabną nóżkę zdobi piękny gips. Tak, GIPS. Nie zauważyłam stopnia na chodniku, stopa mnie się wywinęła, zrobiła chrup, i po zawodach. Piąta kość śródstopia złamana  (to ta najmniejsza), noga (do kolana) w gipsie na pięć tygodni. HURRA!!!

Jak funkcjonować z 16-sto miesięcznym dzieckiem i nogą w gipsie? Czas pokaże...
Będę miała miała o czym pisać, będę miała duuuuużo czasu by pisać...


wtorek, 6 sierpnia 2013

Jak żeśmy wczasowali!

Nowy Zyzdrój - miejsce sentymentalne, szczególne dla rodziny konkubenta mego. To też weekendu minionego urządziliśmy sobie najprawdziwszą podróż sentymentalną. A było tak: dużo wody i jeszcze więcej słońca, czyli plażing pełną gębą. Pierwszy i zapewne ostatni w tym sezonie (w moim wykonaniu), gdyż marne ze mnie zwierzę plażowe. Co innego panna Helena, jej woda jeziorna smakuje jak każda inna, włącza jej się fearless i krzyczy "jeście" kiedy wpada z impetem do jeziora. 
Zatem, na początek wodna odsłona Zyzdroju:













poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Kwestia zaufania część 3.

No, to dziś w roli głównej wystąpi jaśniepan konkubent, który to ostatnio zarzucił mi, że mu nie ufam, bo... zwróciłam mu uwagę, jak prowadził wózek :D A prowadził brawurowo, na dodatek po parkingu, no i mi wiele nie trzeba by przypieprzyć się i opieprzyć. A tak poza tym, (co mnie znowu dziwi, żem taka ufna) w kwestii wychowania, opieki nad dzieckiem, po prostu bycia tatą ufam mężu memu, że ho ho! Od początku. Tata w lot pojął obsługę noworodka, potem  z Helą szybko złapali wspólny język. I jak tylko nadarzyła się okazja, to zostawiłam ich samych. Tak, brzmi to co najmniej jakbym wyjechała na weekend do Paryża, a to były samotne zakupy w Rossmanie :D Ale! Jak Helena miała 3 miesiące z haczykiem, wybyłam na wieczór panieński, wróciłam do domu po 23 (wow!), a zadzwoniłam do domu chyba tylko raz! Może jestem wyrodną matką, ale do tej pory nie mam potrzeby kontrolowania sytuacji, z kimkolwiek Helka by została. Skoro nie ma mnie na miejscu, to i tak za wiele nie zrobię, więc nie ma sensu wydzwaniać. Wiem, że dadzą sobie radę, bo tata ciut bardziej wyluzowany, ciut więcej ma przez to cierpliwości, ciut więcej ma siły fizycznej, co przy takiej zapaśniczce jak Helka jest wielkim atutem.
Nie ukrywam, że uwielbiam zostawiać Helenę z tatą samopas, mimo, że zazwyczaj wracam do miejsca, w którym nastąpił armagIedon. Trudno. Ja i tak uważam, że zbyt rzadko ich zostawiam, albo oni zbyt rzadko zostawiają mnie.



peace&love

czwartek, 1 sierpnia 2013

Bezformowo / RadioHela odc. 3

Ostatnio nie jesteśmy w formie, nie mamy kondycji. Mówię o mnie i mojej córce, o duecie. Jakoś tak się zawsze składa, że jak jej się nie układa to i mnie się nie układa. A wtedy jest ogólna apatia (albo wścieklizna) Ostatnio Helena często nie ma humoru. Albo inaczej, miewa humory non stop. Czasami robi sobie przerwę, żebym podjęła próbę zebrania myśli, ogarnięcia otoczenia. Ja, jak zwykle, zwalam na zęby. No bo na co innego, kiedy wychodzą znowu wszystkie na raz. To pewnie męczy się dziewczę. A razem z nią męczę się ja. Moja odporność na wrzask staje się co raz mniejsza. Poza tym mam paranoję, że niedługo ktoś wezwie pomoc społeczną. Tych kilka zdań mogłam napisać, bo panna Helena jadła winogrona. Już zjadła, w związku z tym piszemy teraz razem. I tak według niej pewnie powinno wyglądać nasze życie. Ona przyklejona do mnie i WSZYSTKO robimy razem. No bo jakim prawem wybieram się do toalety SAMA? Jakim prawem zmywam naczynia? 

Dla ukojenia nerwów słuchamy tego:


A na specjalne życzenie rudej ciotki, przepytywanie Helenki przez wredną matkę: