Arcyciekawa myśl na temat DNIA DZISIEJSZEGO (hihihi:P).
Ostatnie dwa tygodnie w moim regionie to śnieg, mróz i pizgający wiatr. Przepraszam za słownictwo, ale naprawdę tak było. Przejście 50 metrów przy -10 C w towarzystwie pizgającego wiatru to był wyczyn. I wybaczcie ludzie z południa, wasza zima, to nie była zima, ok? Zimę to mieliśmy tu, na północy i na wschodzie. W związku z powyższym, postanowiłam nie opuszczać domostwa do odwołania. Po pierwsze, spacer przy -15 C to słaby spacer. Po drugie ubieranie siebie + ubieranie dziecka + zejście z czwartego piętra zajęłoby mi pięć razy więcej czasu niż owy spacer. Po trzecie, w końcu dopadła nas infekcja. Olałam więc wychodzenie na spacery ciepłym moczem. Zdarzało nam się natomiast wychodzić na balkon, hyhy.
Dziś przyszła odwilż, wyszło słońce, to i my siup! na spacer. Dzięki nieodśnieżonym chodnikom lub chodnikom oblodzonym (Dziękuję wszystkim odpowiedzialnym za ten stan! Bycie czołgo-pługiem zawsze było moim marzeniem, w końcu się spełniło!) szybka rundka po dzielni zamieniła się w dwugodzinną wyprawę. WOW! Efekt? Moje dziecko śpi już ponad 3h :D Hiperwentylacja/szok tlenowy (czy to jedno i to samo?)?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz