poniedziałek, 1 września 2014

Matka (nie) samotna

Konkubent śmiechem-chichem nazwał mnie 'samotną matką'. Ale tu nie ma się z czego śmiać. Płakać też nie mam zamiaru. Tylko połączyć się w bólu z innymi matkami, które tylko z pozoru nie są samotnymi. No bo jest jakiś tam mąż, jakiś tam facet. Kocha swoje dzieci. Ba, kocha nawet matkę swoich dzieci. Ale w domu bywa...no cóż - weekendowo. Albo nawet i nie. Myślę sobie, że wcale nie mam najgorzej, w końcu daję sobie świetnie radę :D Tylko czasami zimny pot mnie oblewa, a na usta cisną się bluzgi, kiedy dwa kółka w moim zajebistym wózku odmówią posłuszeństwa, i jak ta sierota pcham go jakby tam tona węgla była, a nie dwójka dzieci. Ale to nie jest wina niebytności konkubenta. Tak musiałam się pożalić ;) Było nie było, matki (nie) samotne muszą żyć na pełnej k*rwie (przepraszam za wyrażenia, ale dziś bardzo mi pasuje). Mogą sobie dziamgać pod nosem, że sił brak, że syf kiła i mogiła, że dupa totalna, a ty w domu nic nie robisz! Ale na dziamganiu mogą też poprzestać. Widziały gały co brały? No właśnie! To do roboty, a nie mądrościami życiowymi się dzielić!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz