poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Kwestia zaufania część 3.

No, to dziś w roli głównej wystąpi jaśniepan konkubent, który to ostatnio zarzucił mi, że mu nie ufam, bo... zwróciłam mu uwagę, jak prowadził wózek :D A prowadził brawurowo, na dodatek po parkingu, no i mi wiele nie trzeba by przypieprzyć się i opieprzyć. A tak poza tym, (co mnie znowu dziwi, żem taka ufna) w kwestii wychowania, opieki nad dzieckiem, po prostu bycia tatą ufam mężu memu, że ho ho! Od początku. Tata w lot pojął obsługę noworodka, potem  z Helą szybko złapali wspólny język. I jak tylko nadarzyła się okazja, to zostawiłam ich samych. Tak, brzmi to co najmniej jakbym wyjechała na weekend do Paryża, a to były samotne zakupy w Rossmanie :D Ale! Jak Helena miała 3 miesiące z haczykiem, wybyłam na wieczór panieński, wróciłam do domu po 23 (wow!), a zadzwoniłam do domu chyba tylko raz! Może jestem wyrodną matką, ale do tej pory nie mam potrzeby kontrolowania sytuacji, z kimkolwiek Helka by została. Skoro nie ma mnie na miejscu, to i tak za wiele nie zrobię, więc nie ma sensu wydzwaniać. Wiem, że dadzą sobie radę, bo tata ciut bardziej wyluzowany, ciut więcej ma przez to cierpliwości, ciut więcej ma siły fizycznej, co przy takiej zapaśniczce jak Helka jest wielkim atutem.
Nie ukrywam, że uwielbiam zostawiać Helenę z tatą samopas, mimo, że zazwyczaj wracam do miejsca, w którym nastąpił armagIedon. Trudno. Ja i tak uważam, że zbyt rzadko ich zostawiam, albo oni zbyt rzadko zostawiają mnie.



peace&love

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz