wtorek, 29 października 2013

Chustka

Chustka zmieniła wiele. Nawet bardzo wiele, jak na osobę, której nigdy nie poznałam. No właśnie, nie poznałam, ale byłam jedną z wielu, które uważały, że znają ją od dawna. Chustka była osobą, o której mówiłam, że chciałabym być jak ona, kiedy dorosnę. Może kiedyś...może w połowie...Chustka pisała bloga, którego (jedynego we wszech świecie) przeczytałam od początku, i czytałam do końca. I do samego końca wierzyłam, że wszystko się dobrze skończy, że jest nieśmiertelna, jak bohaterka serialu. Ale to nie był film. Skończyło się inaczej. Żal i złość. Najbardziej z tego powodu, że kolejne dziecko zostało bez matki. A ja zostawszy matką zaczęłam wyznawać zasadę "wszystkie dzieci nasze są", więc żal był tym większy.
Chciałabym być taką matką, jaką była Chustka. Boże, jak ja jej zazdrościłam relacji z synem. Ich wszystkich rytuałów. Marzyłam, żeby w końcu nadszedł dzień, kiedy Helka będzie na tyle duża, żeby móc się z nią położyć w łóżku, poczytać książkę, poprzytulać się...żeby to był też i nasz rytuał. Taki dzień nadszedł, prawie się popłakałam ;)
Spotkanie Chustki utwierdziło mnie w przekonaniu, że naprawdę nie warto trwonić czasu na mendzenie, użalanie się nad sobą, szukanie dziury w całym, że pogoda do dupy (no bo wieje, i do dupy, i co z tego), że baba wpycha się w kolejkę, że w ogóle kolejka, że korki (to już dramat dramatu), że zmiana czasu (idiotyzm!), że sąsiad dziad nad dziady... Naprawdę można cieszyć się malutkimi rzeczami, które mimo wszystko zdarzają się codziennie. Trzeba tylko chcieć. A to podstawa sukcesu.

To już rok, jak Chustki nie ma.


chustka.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz