Post chciałam zacząć od zdania: "To nie jest wybitnie dobry czas dla mnie". Ale szybko zreflektowałam się, że to nie o jego "dobroć" chodzi. O intensywność raczej. Ostatnie dni, tygodnie to doświadczanie tak skrajnych emocji jednocześnie, że chyba nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam. Do tego pogoda, a raczej pora roku. Nienawidzę narzekać na aurę, ale męczy mnie to, że jednego dnia jest 5 stopni, a następnego 15. Jak ma być zimno, to niech będzie zimno, ale niech będzie constans! Do tego stan zdrowia - jak nie urok to sraczka. Jak nie katar, to gardło. Jak nie gardło, to głowa. Jak nie ja, to Helka. Jak nie Helka, to konkubent. I tak w kółko...Rany boskie, jestem kioskiem....Nawet krzyknąć nie mam siły. To niesamowite, jak bardzo można nie mieć energii.
A zatem, mam kilka postulatów:
- pogodo, zdecyduj się!!!
- chcę wakacji
- chcę wakacji
- chcę wakacji
- chcę, żeby doba była dłuższa o chociaż 5h
- chcę czarodziejską różdżkę
Dziękuję za uwagę,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz