środa, 30 października 2013

Kwestia zaufania część 4. Zjem, ile zechcę.

Jedzenie - temat nr 1 przyszłej matki, jak i młodej matki, tej starszej pewnie też ;) Począwszy od tego, że w ciąży kobieta wysłuchuje o tym, jak to musi jeść dla dwojga, nie daj Boże za dwoje; że musi jeść mięso, orzechy i wiele innych zdrowych rzeczy, bez których nie zapewni ona zdrowia swemu dziecku, przez co staje się matką wyrodną na starcie. Urodzisz - czekają cię notoryczne pytania: czy karmisz piersią? Nie?! To niedobrze, oj bardzo niedobrze. Ale to, że karmisz piersią nie oznacza, że przestajesz być pod ostrzałem pytań. Teraz zacznie się wywiad: Jak często karmisz? Czy dziecko się najada? A jak długo dziecię spożywa?
Kiedy przestaną cię wypytywać o karmienie noworodka, okaże się, że twoje dziecko zaraz skończy pół roku i trzeba rozszerzać dietę. I jazda rozpoczyna się na nowo....

W skrócie: Helkę karmiłam piersią rok. Początki były delikatnie mówiąc kłopotliwe, ale jakimś cudem i dzięki nadprzyrodzonym siłom udało się. W sumie byłam bliska rezygnacji, bo fizycznie nie miałam siły odciągać pokarmu po każdej próbie przystawiania córki (dla niewtajemniczonych: noworodek je 8-12 razy na dobę, odciąganie trwa 30 min, łatwo policzyć ile czasu się poświęca).

O metodzie Baby-Led Weaning (pol. Bobas Lubi Wybór) dowiedziałam się chyba przed ciążą, na pewno przed porodem. Wiedziałam, że będę ją stosować, bo wiele lat temu pewna logopedka opowiedziała mi o trzylatkach, które nie potrafią gryźć, bo były karmione wyłącznie papkami. Ta historia zrobiła na mnie takie wrażenie, że od tamtej pory wiedziałam, że papki moje dziecko nie zazna. I rzeczywiście Helena nie miała przyjemności poznać smaku zupek ze słoiczków. Gdy skończyła 6 miesięcy zaczęłam jej podawać kawałki warzyw i owoców. Szczerze przyznam, że pierwszą rzeczą jaką chwyciła był ogórek :) Nie muszę dodawać, że bałagan był i jest do tej pory :)
To, że ja wiedziałam, że robię dobrze, nie oznacza, że na początku wszyscy nam dopingowali. Niektórzy się martwili o to, że Hela będzie głodna i niedożywiona, albo że się udławi jedząc. Ja ufałam Helenie, że da sobie radę. A że cały czas karmiłam ją piersią, o niedożywieniu mowy nie było. Ale emocje były, i owszem. Oczywiście nic złego się nie wydarzyło. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy interweniowałam, kiedy naładowała za dużo do buzi. Córka rosła zdrowo.

Rzadko gotowałam specjalnie dla niej. Z tym, że ja wielu rzeczy nie jadam, zwracam uwagę na to, co jemy, i wyznaję zasadę: czego ja bym nie tknęła, tego moje dziecko nie zje. Tak też biedna Helenka nie zna smaku wszystkich przezdrowych jogurtów i wielu innych produktów przeznaczonych dla dzieci. Kaszki instatnt dla dzieci też specjalnie nie podbiły mojego serca, i Helka jadła je bardzo krótko. Jak skończyła rok podałam jej mleko krowie (kasza jaglana na mleku). Efektów ubocznych do tej pory nie ma.

Moja córka szybko opanowała sztukę jedzenia rękoma, żucia, gryzienia i połykania. Obecnie ma 19 miesięcy, od miesiąca samodzielnie je łyżką wszystko to, co da się jeść łyżką, resztę rękoma. Nigdy nie zdarzyło mi się zmusić dziecka do jedzenia. Nie uznaję zabawiania w trakcie posiłku, ani biegania za dzieckiem z jedzeniem. Helena od dawna w momencie, kiedy kończy jeść mówi: KONIEC. I wiem, że nie zje ani łyżki więcej. No means no, jak to mawia mój konkubent. Jak jest głodna też to mówi. Już nie raz obudziła się i rzekła: kasze, robimy kasze! Ostatnio weszłyśmy na poziom wyżej. Wieczorem zadaję pytanie, czy chce jeść kaszę. Jak nie odpowie, że chce, to nie robię, bo wiem, że jej nie tknie. Śpi całą noc.

Słowo klucz - zaufanie. Ponownie. Polecam.

2 komentarze:

  1. Kurcze a ja zabawiam przy jedzeniu i nienawidze tego :-) Ale co robic jak przychodzi pora sniadania lub obiadu a dziecie nie chce jesc? Nie dawac i czekac kolejnych kilka godzin do nastepnego posilku wiedzac jednak ze jak sie troche je pozabawia to jednak zje? Ciezki temat...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze nienawidziłam tych pytań;"Nie dokarmiasz jeszcze?To ona jeszcze nie chodzi?Zwłaszcza rodzina może doprowadzić do szału.Kiedyś usłyszałam,że zamiast uczyć chodzić niepotrzebnie stymuluje dziecko do raczkowania hehehh,chyba powinnam córce zabronić raczkować pod groźba kary;))

    OdpowiedzUsuń