środa, 22 stycznia 2014

Przytulimy!

Podobno człowiekowi niezbędne do życia jest przytulanie. Bez jednego 'miśka' dziennie - kaplica. Podobno porzucony noworodek już po dwóch miesiącach samotnego leżenia ma objawy choroby sierocej (miazga). Poza tym można powiedzieć, że przytulanie to coś znacznie więcej niż słowa. Gdy słów brakuje, najlepiej uściskać kogoś ile sił w mięśniach, i wszystko jasne. 
No to przytulam się na lewo i prawo, ale tylko z tymi, których lubię ;) Najczęściej, rzecz jasna, z mym dzieckiem. W końcu przyzwyczaiłam Helkę do noszenia, kiedy była małym pierdkiem, to teraz mam za swoje!
Pamiętam, że kiedy panna Helena zaczęła być mobilna na dwóch nogach, za każdym razem, gdy przewracała się, albo waliła głową w coś, albo po prostu była smutna, mówiłam do niej: chodź, przytulimy się. Powiedzmy, że ona uspokajała się szybciej lub później. No i jak to zwykle u niej bywa, szybko nauczyła się mówić "przytulimy".
No to przytulamy się codziennie. Trylion razy dziennie. Pal licho, jeśli "przytulimy" słyszę po zderzeniu ze stołem, albo po złapaniu zająca. Jest ból - potrzebny jest uścisk. Pal licho, jeśli Helenę dopadło złe dżudżu, ma blue monday. Wszystko rozumiem, łączę się z nią w bólu i w uścisku trwamy, ile wymaga sytuacja. Ale naprawdę rozpiera mnie energia (nie koniecznie pozytywna), kiedy moje dziecko pierwej coś zmajstruje, ściągnie kwiat z  parapetu, zrobi totalną rozpierduchę, a po słownym upomnieniu podchodzi do mnie i mówi: "przytulimy". No i co ja, matka wredna i wyrodna, mam z tym fantem zrobić? Kiedy kipi we mnie, kiedy w tym samym czasie sra się jeszcze kilka innych rzeczy, a ona stoi, w tym momencie już w histerii, i krzyczy: "przytulimy"! Tak, bywają momenty, kiedy mam ochotę zjeść swoje dziecko. To jest jeden z nich.
Ciekawe, kiedy to ja za nią zacznę chodzić i prosić o przytulenie? Pewnie szybciej, niż mi się wydaje.


pinterest.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz